piątek, 4 listopada 2016

Uran - rozdział 4

Nazajutrz Eryk udał się do hangaru w centrum. Przed spotkaniem z kapitan Nell postanowił odwiedzić Ryski II, przy którym pracowało tuzin techników. Korporacja Górnicza zaproponowała wypożyczenie silników napędzanych syntezą termojądrową na czas wyprawy. Silniki, które posiadał wcześniej Ryski II, osiągały prędkość zaledwie czterdziestu kilometrów na sekundę. Oznaczało to prawie dwuletnią podróż na Uran. W jedną stronę. Technicy Korporacji, po przeprowadzeniu przeglądu technicznego, zaproponowali zmianę napędu, który nie będzie potrzebował przebudowy całej instalacji. Niestety dwudziestoletni staż Ryski II nie pozwalał na wbudowanie najnowszych i najszybszych wersji, które osiągały nawet ponad trzysta kilometrów na sekundę. Te, które znajdowały się teraz na wyposażeniu Ryski II, dopuszczały prędkość do zaledwie stu kilometrów na sekundę, ale to i tak przeszło dwa razy więcej niż poprzednie. Dzięki temu czas lotu mógł zostać skrócony do raptem dziewięciu miesięcy. Eryk modlił się, aby jego przyjaciel nie rozpadł się w próżni przy tej prędkości.
Korytarze biurowca pod hangarem wypełniała dreptanina pracowników różnych firm. Skojarzenia z pandemonium nachodziły wręcz same. Prawie jak na Wall Street, pomyślał Eryk. W drodze do wynajętego przez kapitan Nell biura, Eryk spotkał swojego byłego szefa, Juliusa.
– Eryk King! Kopę lat, ty wielki skurczybyku! – zagrzmiał tubalny głos Juliusa. Był on człowiekiem drobnej postury z haczykowatym nosem oraz uwydatnioną łysiną.
– Dzień dobry, panie Styk .
Eryk nie był zadowolony z tego przypadkowego spotkania. Julius Styk nie był jego najgorszym pracodawcą, lecz zawsze źle się czuł w jego obecności. Po części przez fakt, iż Eryk był bardzo wysokim mężczyzną, i było mu niekomfortowo wśród niskich facetów. Jakby miał coś, czego Bóg im poskąpił. Głównym jednak powodem niechęci była jego osobowość. Gdyby Eryk miał użyć tylko jednego epitetu, z pewnością byłby to makiaweliczny.
– Cóż cię sprowadza do tego piekła?
– Interesy, a cóż by innego.
– To tak jak mnie. Tak jak mnie – odrzekł Julius w zamyśleniu, po czym dodał: – A w jakim biznesie robisz?
– Logistyka pozaziemska.
– Interesujące, interesujące. A gdzie teraz lecisz?
– To informacja poufna. Mam nadzieję, że pan to rozumie, panie Styk.
– Rozumiem, rozumiem. Przecież jestem biznesmenem!
– Nie wątpię.
– Słuchaj no, King – Styk rozejrzał się nerwowo i kontynuował ciszej, prawie szeptem. – Nie chciałbyś trochę grosza zarobić?
– Niespecjalnie – odparł lekko już poirytowany Eryk.
– Kurna, ze względu na stare czasy. Bo miałbym małą prośbę.
– Ale ja…
– Będziesz może przelatywał przez kosmoport U.T. Musk?
– Nie wiem…
– Och, na pewno będziesz. Mają tam świetny bar Tesla Shock. Zapytaj barmana o Franka Smitha, i gdy się pojawi, podaj mu to – Styk wciska Erykowi w dłoń mały klocek i zaciska jego pięść.
Eryk, zdezorientowany tą niemal surrealistyczną sytuacją, stara się oddać klocek Juliusowi, lecz ten znika w tłumie.
– Styk, poczekaj! Ja niczego ci nie będę dostarczał!
Lecz słowa te nie dotarły do adresata. Eryk spojrzał na tajemniczy klocek i schował go do kieszeni. Ciekawe w co ten stary hochsztapler chce mnie wpakować, pomyślał, po czym udał się do biura kapitan Nell.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz