środa, 9 listopada 2016

Uran - rozdział 6

Nastał wieczór. Eryk spacerował po Central Parku, jedynym miejscu w promieniu dwustu kilometrów, w którym znajdowały się prawdziwe drzewa. Przyroda zawsze powodowała w Eryku melancholię oraz poczucie zatracenia w tym technologicznym świecie. Człowiek stał się niewolnikiem własnego dzieła, pomyślał. A może jest to naturalna kolej rzeczy ludzkiej ewolucji? Porzucenie naturalnego otoczenia na rzecz zmechanizowanego. Możliwe, iż taki był plan Boga.
Wiara Eryka była pasmem wzlotów i upadków. Głównie upadków. Podczas swojej życiowej wędrówki, zapoznał się doktrynami wielu religii oraz filozofii. Żadna nie przyniosła mu jednoznacznych odpowiedzi. Kim jest Bóg? Czy w ogóle istnieje? Jeśli tak, to dlaczego dopuszcza do szeroko pojętego zła? Każdy duchowny nabierał wody w usta słysząc te pytania. Mimo to Erykowi zdarzało się rozmawiać z Bogiem. Głównie samotności, ponieważ sporadycznie korzystał z miejsc do tego przeznaczonych. Wybór zależał od tego, która ze świątyń znajduje się akurat najbliżej. Nieopodal Central Parku znajdował się kościół katollicki, a jako że Erykowi zachciało się rozmowy na Najwyższym, udał się w jego kierunku. W zasadzie kościołów katolickich było najwięcej w tej części globu. Jednak gdyby Wielka Wojna potoczyła się inaczej, to nie chrześcijaństwo dzierżyło by tytuł najpotężniejszej religii świata. Jednym z powodów wybuchu tej wojny były napięte stosunki między muzułmanami a resztą świata. W wielu krajach muzułmańskich władzę przejął radykalny islam, przez co spirala globalnego terroryzmu nabierała tempa. Czarę goryczy przelał sześciesiąt lat temu atak na spotkaniu rady ONZ we Włoszech. Świat wtedy zwariował. Zachód wypowiedział otwartą wojnę państwom ISIS. Po dwóch latach konfliktu do walk dołączyły Chiny, widząc w tym okazję do poszerzenia swojego terytorium oraz władzy. Podobnie pomyślała Rosja, która od dawna była nękana problemami ekonomicznymi. Po sześciu latach batalii, kraje muzułmańskie ugięły się. Ustanowiono prawo, które dopuszczało do wyznawania tylko najmniej skrajnych odłamów islamu. Resztę zakwalifikowano jako grupy terrorystyczne lub nielegalne ideologie (jak np. nazizm). Ci, którzy nie chcieli poddać się nowej władzy, uciekli do Afryki. Od dawna reszta świata postawiła krzyżyk na tym kontynencie, traktując go jako plac zabaw, w którym nikogo nie interesuje los dzikusów. Nieprzerwanie trwają tam krwawe walki o władzę między plemionami a niechcianymi gośćmi. Wygrani podzielili się zdobytymi krajami. Najmniej dostała Rosja, głównie państwa, które niegdyś należały do Związku Radzieckiego od strony południowej. Chiny wchłonęły wszystko od Afganistanu, po Malezję i Wietnam, do Korei Północnej. Zachód zadowolił się Bliskim Wschodem.
Dziś Chiny stawiają na przemysł i rozwój technologiczny, rzucając tym samym jakiekolwiek działania religijne w cień. Zachód natomiast splótł religię chrześcijańską z rządami oraz korporacjami, tworząc przy tym niejasny konglomerat. Jeszcze nigdy historii ludzkości kościół katolicki nie sprawował tak potężnej władzy. Eryk był świadom tego układu, ale nie przeszkadzało mu to w goszczeniu się w monumentalnych kościołach.
Dom Boży przy Central Parku był jednak bardzo kameralny i, o dziwo, pusty. To nawet lepiej, stwierdził Eryk. Wciąż nie wiem, czy jesteś gdzieś tam na górze, zaczął swój monolog w duchu. A nawet jeśli istniejesz, to czy mnie słuchasz. A jeśli słuchacz, to czy w ogóle cię obchodzę. Ludzie zwracają się do ciebie, gdy czegoś potrzebują. Nigdy o nic cię nie prosiłem. Dziś jednak błagam o opiekę nad moim zespołem, bowiem czuję, że ta wyprawa będzie najniebezpieczniejszą podróżą, na jaką przyszło nam się wybrać.
Nagle zaskrzypiały drzwi i do kościoła weszła starsza kobieta. Skinęła głową Erykowi i uklękła w pierwszym rzędzie. Myśli Eryka rozproszyły się. Nie mógł już skupić się na własnej modlitwie. Po kilku minutach doszedł do wniosku, że to bez sensu, więc wyszedł z budynku. Była za dwadzieścia dziewiąta wieczorem. Całkiem wcześnie, orzekł Eryk. Zdążę załatwić jeszcze jedną sprawę, po czym wezwał taksówkę.

Po kilkunastu minutach jazdy znalazł się w Starym Brooklynie. Była to jedna z najbiedniejszych dzielnic w Nowym Jorku. Erykowi zdarzyło się w przeszłości pracować jako kurier i najgorzej wspomina właśnie tę część miasta. Został nawet raz obrabowany. Piękne wspomnienia, stwierdził z przekąsem. Dziś jednak przybył do tego zapomnianego przez Boga miejsca w innym celu. Po dziesięciu minutach poszukiwań znalazł wreszcie budynek, który go interesował. Był to dziesięciopiętrowy blok mieszkalny z odchodzącą farbą. Drzwi na klatkę były otwarte, więc Eryk darował sobie korzystanie z wideofonu i po prostu wszedł do budynku. Spodziewał się zastać leżące wokół śmieci i śpiących na schodach ćpunów, ale korytarz był schludny. Najwidoczniej blok ten zamieszkiwały osoby ubogie, lecz starające się żyć godnie. Odnalazł mieszkanie 45 i zapukał do drzwi. Po kilkunastu sekundach otworzył je krępy mężczyzna.
– Kurwa mać, King!
– Witaj, Ben.
– Jeśli przyszedłeś wpłynąć na moją decyzję, to już teraz możesz stąd wypierdalać na jednej nodze.
– Ależ skąd. Prawdę mówiąc podjąłeś właściwą decyzję. Mogę wejść na chwilę?
Ben wyjrzał na korytarz i sprawdził, czy Eryk nie przyszedł z kimś jeszcze.
– Właź – machnął zapraszająco ręką.
Mieszkanie Bena było skromne, ale na swój sposób przytulne. Weszli do kuchni, ponieważ reszta rodziny kładła się już spać.
– Przepraszam za takie powitanie. Ostatnio jestem trochę podminowany.
– Nic się nie stało.
– Chcesz coś do picia.
– Szklanka wody wystarczy.
Ben sięgnął po szklankę z szafki i nalał do niej wodę z butelki.
– Dzięki.
– Czyli nie chcesz mnie ponownie zwerbować do tej szalonej misji? – zapytał Ben opierając się o lodówkę ze skrzyżowanymi rękoma.
– Daj spokój. Każdy głupi w tym biznesie wie, czym jest podróż poza Jowisz.
– Mimo to, wy się skusiliście.
– Ja i Sam nie mamy zbyt wiele do stracenia.
– Jednak wciąż…
– Słuchaj, to było do przewidzenia, że Sam w końcu podejmie się jakiejś samobójczej misji. Już ostatnio było gorąco.
– Jebani gwiezdni piraci, czy jak im tam.
– Obiecałem sobie, że nigdy nie zostawię Sam. Nie ważne jak bardzo szalone decyzje zacznie podejmować. Jednak nie wymagam, aby inni poszli z nią na dno. Zwłaszcza ty. Dlatego nawet jeśli byś się zgodził pilotować, zwyczajnie bym cię zwolnił.
– Nie wiedziałem, że tak ci na mnie zależy – rzekł Ben szczerząc zęby.
Zapadła chwilowa cisza.
– A jak tam mała? – zaczął Eryk.
– Dobrze. Pięć lat staraliśmy się z Mari o dziecko. Już prawie daliśmy sobie spokój, gdy pojawiła się Sara. Ogólnie nie mogę narzekać, ale mam jeszcze na utrzymaniu rodziców Mari. W dodatku muszę spłacać ten jebany dług, który zaciągnąłem za gówniarza. Nie jest lekko. No i chwilowo jestem bez pracy, ale kuzyn ma mi załatwić robotę w przewoźnikach miejskich.
– Dasz radę, Ben. Jesteś jednym z najbardziej zaradnych facetów jakich znam – powiedział Eryk wstając z krzesła.
– Dzięki. Tak w ogóle to powodzenia na tym Uranie. Wróćcie żywi.
Uścisnęli sobie dłoń na pożegnanie.
W drodze do domu Eryk połączył się ze swoim kontem bankowym za pomocą smartringa. Wybrał zakładkę “wykonaj przelew” i wpisał dane odbiorcy. Czy na pewno chcesz zatwierdzić transakcję?, zapytał system.
Ben Mosley kładł się spać obok żony oraz kilkutygodniowej córki, gdy jego odłożony na stoliku smartring zaczął migać. Pewnie przypomnienie o jakiejś zaległej racie, pomyślał przygnębiony. Założył na palec urządzenie i wyświetlił się przed nim hologramowy interfejs. Skrzynka odbiorcza informowała o jednej nieprzeczytanej wiadomości. Jednym ruchem palca otworzył folder. Powiadomienie, które przeczytał Ben tego wieczora, niemal spowodowało u niego migotanie przedsionków.
 “Na Twoje konto zostało przelane milion ecoinów”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz