poniedziałek, 7 listopada 2016

Uran - rozdział 5

Wynajęte przez Korporację Górniczą biuro było nieznośnie małe. Zresztą nazwanie tego pomieszczenia biurem to lekkie nadużycie. Pokój z biurkiem i trzema krzesłami, to najwyraźniej wszystko, czego może potrzebować podrzędny kapitan statku kosmicznego. Na szczęście kapitan Samantha Nell była przyzwyczajona do pracy w spartańskich warunkach. Akurat kończyła rozmowę kwalifikacyjną z ostatnim rekrutem, gdy rozległo się pukanie.
– Proszę!
Zza metalowych drzwi pojawił się Eryk.
– Cześć, Sam… – urwał nagle, gdy spostrzegł, iż Nell nie znajduje się sama w pomieszczeniu. – Dzień dobry, pani kapitan – poprawił się szybko.
– Cześć – odpowiedziała nie spuszczając wzroku z przeglądanych dokumentów. – Siadaj – wskazała mu jedyne wolne krzesło obok siebie.
Eryk wykonał polecenie w milczeniu. Przed nimi siedziała dwudziestokilkuletnia dziewczyna. Była ona niską hinduską o przenikliwym spojrzeniu. Długi czarny warkocz opadał jej na ramię, co dodawało niewinności. Mimo to sprawiała wrażenie osoby silnej i budzącej respekt. Eryk spojrzał na jej życiorys, czytany akurat przez Nell. Nazywała się Kajol Khan, pochodziła z Indii, lecz w wieku trzech lat przeprowadziła się z ojcem do Stanów Zjednoczonych. Była absolwentem Wojskowej Szkoły Lotniczej U.S. Przez jakiś czas służyła w armii, ale dwa lata temu przeniosła się na sektor prywatny. Pracowała jako wolny strzelec, miała nawet w przeszłości jeden kontrakt z Korporacją Górniczą na przelot na Marsa. Reasumując była idealnym pilotem do tej misji.
Kapitan Nell odłożyła dokumenty, wstała z krzesła i podała rękę Kajol Khan.
– Witamy na pokładzie, panno Khan. Proszę stawić się jutro z samego rana przy naszym statku. Wieczorem wyślę pani przepustkę na smartring.
– Dziękuję, pani kapitan – odpowiedziała radośnie Kajol. – Nie zawiedzie się pani. Do jutra – pożegnała się, po czym opuściła pomieszczenie.
Eryk wstał i podszedł powoli do ściany trzymając dłonie za plecami. Wyglądał, jakby oglądał obraz powieszony w galerii sztuki, lecz na ścianie nie znajdowało się nic, prócz szarej farby.
– Po co nam pilot? – zapytał po chwili. – Mamy przecież Bena.
– Już nie mamy. Zdezerterował.
– Jak to?
– Gdy mu powiedziałam dla kogo pracujemy i gdzie lecimy, to stwierdził, że nas pojebało do reszty..
– Ech, cały Ben. Rozumiem, że pieniądze go nie przekonały.
– Zawahał się, ale stwierdził, iż to za duże ryzyko i woli być biedny, ale żywy. Wiesz, ostatnio urodziła mu się córka. Od tamtego czasu zrobił się cholernie sentymentalny.
– Ja mogę pilotować Ryski II.
Kapitan Nell wybuchnęła śmiechem.
– No co! – odwrócił się w końcu od ściany. – Przecież potrafię latać tą kupą złomu.
– Prędzej dam ster córce Bena, niż tobie. Zresztą – spoważniała nagle – łatwiej jest znaleźć dobrego pilota, niż bosmana. Nie wychodź ze swojej roli, proszę.
Eryk zaczął spacerować w zamyśleniu po pokoju.
– Rozumiem. Ale dlaczego akurat Khan? Nie było innych chętnych na to stanowisko?
– Wydaje się najbardziej kompetentna.
– I w dodatku niezła z niej laska.
– Że co proszę?
– Och, Sam, mnie nie oszukasz. Owszem, papiery sugerują, że da radę. Ale widziałem jak na nią patrzyłaś.
– Wypraszam sobie!
– Przepraszam. Ale coś mi w niej nie pasuje.
– Przecież nawet z nią nie rozmawiałeś.
– Ale mam staroświeckie przeczucie. A wiesz, że rzadko się ono myli.
– Przesadzasz, Eryku.
– Dobra, ty tu rządzisz. Ale będę ją miał na oku.
– Jak chcesz – westchnęła Nell. – I tak, niezła z niej laska. Jednak pamiętaj, że jestem profesjonalistką i nie sypiam z podwładnymi.
– Ta, boleśnie się o tym przekonałem.
– Ty w dodatku jesteś facetem.
– Prawdziwe skaranie boskie.
Oboje parsknęli śmiechem. Nagle przypomniało się Erykowi zdarzenie, które miało miejsce na korytarzu pół godziny wcześniej.
– Słuchaj – zaczął. – Przed przyjściem tutaj spotkałem na korytarzu Juliusa Syka.
– Pamiętam go, jeden z twoich niedołężnych szefów.
– Dokładnie. Wcisnął mi na siłę taki przedmiot – wyciągnął z kieszeni czarną kostkę – abym podał go komuś, gdybym był przypadkiem w U.T. Musk.
– Dziwne, nikomu nie mówiła jeszcze, że będziemy robić tam postój.
– Zbieg okoliczności, czy może przeciek w Korporacji?
– Szpiegostwo gospodarcze. Słuchaj, oficjalnie nic mi nie mówiłeś. Jak chcesz, możesz to komuś podrzucić, bo i tak zatrzymamy się tam na kilka dni. Kwestia tylko, czy ufasz temu Juliusowi. I co to w ogóle jest? – wskazała palcem na kostkę.
– Nie, nie ufam mu. I nie mam bladego pojęcia co to jest. Jeszcze pomyślę co zrobię. Na pewno nie kiwnę palcem, póki nie dowiem się, czym, u licha, jest ta kostka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz