wtorek, 1 listopada 2016

Uran - rozdział 3

Bogactwo Eryka sprowadzało się do ogromnej ilości pieniędzy na jego koncie. Pochodził on z zamożnej rodziny Kingów, właścicieli firmy odzieżowej “Kings & Queens”. Ojciec chciał, aby jego pierworodny przejął stery nad firmą, lecz Eryka nie pociągała wizja wiecznych spotkań biznesowych i użeranie się z doradcami. Nie, Eryk żył przeszłością, w której świat nie był pogrążony w konsumpcjonizmie, życie było wolniejsze, a dusza była ważnym elementem człowieczeństwa. Zaczytywał się w starych książkach, oglądał wiekowe filmy oraz słuchał klasyków. Nawet gry wideo wyglądały niegdyś inaczej. Teraz liczy się adrenalina, mocna zabawa bez refleksji. Eryk nie mógł tego przełknąć, dlatego z reguły siedział zamkniętych w swoich czterech ścianach wchłaniając dawną kulturę. Miewał różne ulubione światy; bawił się przednio oglądając bądź też czytając wizję przyszłości w dziełach Dicka lub w Matriksie. Jak na razie nie grozi nam bunt maszyn, są wciąż zbyt głupie, stwierdził rozbawiony. Faworytem był jednak Dziki Zachód, a zwłaszcza jego bohaterowie: niedostępni, mroczni, ale dobrzy i sprawiedliwi. Krwawiący romantycy, jak ich nazywał w duchu. Takowymi byli także autorzy wielu piosenek – przepełnionymi pustką, szukający prawdziwej miłości i celu w życiu. Dziś już nikt nie boryka się z tego typu problemami. Coś ci nie pasuje? Zażyj pigułkę antydepresyjną. Eryk jednak lubił tę trzeźwość umysłu. Cierpiał, ale było to cierpienie świadomie. Wyciszenie tego równoznaczył z wywieszeniem białej flagi. Prawdziwym zwycięstwem jest udanie się w poszukiwaniu szczęścia. Dlatego w wieku dwudziestu lat postawił rzucić studia i ruszyć świat.
– Chyba oszalałeś! – ryknął ojciec.
– Synu, nie mówisz tego poważnie? – zapytała łamiącym głosem matka.
– Kocham was, ale nie chcę zajmować się rodzinnym interesem. Nie tego pragnę.
– Tradycja synu, tradycja! – ojciec niemal wpadł w szał.
– Słuchajcie, ja i tak zrobię co będę chciał. Kwestia tylko tego, czy będziecie chcieli mnie wspierać.
– A co z twoimi studiami?
– Zawsze mogę je wznowić. Choć wątpię. Rzygam już ekonomią.
Zapadła cisza. Erykowi przypomniała się z pewnego filmu scena, w której syn oświadczył rodzicom, że jest gejem. Dziś to coś zupełnie normalnego, po prostu kwestia gustu. Ale wtedy…
– Dobra, niech ci będzie – King senior przerwał milczenie. – Naturalnie nie mogę cię do niczego zmusić. Lepiej, żebyś w ogóle nie kierował firmą, miast kierować nią źle.
– Dziękuję, tato.
– Nie dziękuj, bo nie dostaniesz ode mnie ani grosza. Póki nie znajdziesz, jak to ładnie nazwałeś, celu w życiu, nie zamierzam cię dofinansowywać. Pieniądze będą ci tylko przeszkadzać. Jeśli jednak zdecydujesz się wrócić, moje drzwi będą zawsze otwarte.
Przez kolejne lata Eryk podróżował i łapał się różnej fuchy, szukając swojego celu i nabywając doświadczenia. Od prawie trzech lat był związany z załogą Ryski II. Jak na razie było to najdłużej zagrzane przez niego miejsce. Pół roku przed spotkaniem kapitan Nell, Eryk dostał e-mail, w którym poinformowano go, iż jego rodzice zginęli w ataku terrorystycznym zorganizowanym przez jeszcze wtedy niezidentyfikowaną komórkę. Mimo nagłego rozstania, Eryk utrzymywał rzadkie, lecz ciepłe stosunki z rodzicami. Głównie poprzez smartring, aczkolwiek udało im się kilkakrotnie spotkać. Wiadomość ta uderzyła go w niespotykany wcześniej sposób. Zawsze czuł wewnątrz siebie pewną pustkę, ale dopiero teraz poczuł czym jest prawdziwe nieszczęście. Rzucił wykonywane zajęcie i udał się w strony rodzinne. Prawnicy i doradcy biznesowi składali mu kondolencje, tak naprawdę chcieli jednak wiedzieć co zamierza zrobić z firmą ojca. Eryk oczywiście odziedziczył wszystko, bowiem nie miał innej bliskiej rodziny. Po siedmiu latach tułaczki wciąż nie miał ochoty bawić się w szefa firmy. Co więcej wstręt ten umocnił się po śmierci rodziców. Przez dwa tygodnie siedział załamany w rodzinnej willi. W końcu postanowił wziąć się w garść i poczynić jakieś kroki. Zwołał wszystkich prawników oraz zastępców ojca na konferencję. Los firmy powierzył tym drugim, a on sam został tylko cichym właścicielem. Upoważnił garstkę osób, aby nie zawracano mu głowy rzeczami, o których nie miał pojęcia. Za osiemdziesiąt procent spadku otworzył fundację charytatywną z siedzibą w rodzinnej willi, którą także powierzył w ręce zastępcom. Resztę pieniędzy przelał na własne konta i zakupił małe mieszkanie w centrum Nowego Jorku. Postanowił zakotwiczyć się gdzieś na dłużej. Kilka tygodni później spotkał w miejscowym barze kapitan Nell.

Targowisko rozpościerało się na obrzeżach Nowego Jorku. Zakupić tu można było niemal wszystko, zwłaszcza rzeczy sprzed lat. Dlatego Eryk był częstym gościem tego miejsca. Był miłośnikiem staroci, ale także przyciągał go unikalny klimat targowiska. Handlarze i zwyczajni ludzie, chcący pozbyć się śmieci zalegających ich domy – wystarczyło uiścić drobną opłatę za miejsce, a można było sprzedać niemal wszystko. Tego dnia udał się jednak do miejsca, gdzie udało mu się nabyć berettę.
– Witaj, Jack.
– A, witam, witam, panie Eryku.
Jack był niskim staruszkiem, któremu brakowało kilku zębów. Pamiętał jeszcze czasy Wielkiej Wojny, która spopularyzowała broń laserową. Jednakże podobnie jak Eryk, był zwolennikiem ołowiu.
– Dziś chciałbym zaopatrzyć się w coś specjalnego.
– Czyżby wybierał się pan na polowanie?
– Można tak powiedzieć. Tak, galaktyczne polowanie – odpowiedział w zamyśleniu.
– Coś na to poradzimy – po czym spod lady długi pokrowiec. – Oto karabinek M4A1 z całym dobytkiem. Wysuwana kolba, szyna taktyczna, kolimator, luneta oraz cztery pełne magazynki.
– Ślicznotka – stwierdził Eryk. – Jak z funkcjonalnością?
– Bardzo zadbana, sam ją kilka razy konserwowałem, dlatego te cztery magazynki powinny zostać opróżnione bez zacięcia.
– Biorę. Chciałbym dokupić amunicję do mojej beretty.
– Jasna sprawa. Pudełko wystarczy?
– Tak.
– Mam jeszcze coś, co może pana zainteresować. Walther ppk – Jack mały pistolecik samopowtarzalny.
– O, identyczny używał Bond.
– Kto?
– 007, brytyjski agent, który… – gdy zobaczył konsternację na twarzy Jacka, Eryk dał sobie spokój z dalszym wyjaśnianiem. – Eee, nieważne. Biorę wszystko.
– Świetnie! To będzie, niech policzę... sto pięćdziesiąt dwa tysiące ecoinów.
– Proszę – Eryk wykonał tradycyjny gest smartringiem.
– Poszło. Proszę dać mi pięć minut, a wszystko ładnie panu zapakuję.
– Dziękuję. I bez pośpiechu, Jack! – ale sprzedawca już zniknął.
Zrobiło się późno, pomyślał Eryk. Postanowił więc, że rozejrzy się jeszcze po targu pół godziny i uda się do swojego mieszkania. Jutro musiał spotkać się z kapitan Nell i sprawdzić, kogo ta szalona kobieta w końcu zatrudniła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz