Jest to historia, która od jakiegoś czasu znajduje się w mojej głowie. Nie wiem jeszcze jaka długa będzie, dlatego postanowiłem pisać ją na bieżąco i publikować i po parę stron. Mam świadomość, że to będzie coś ekstremalnie amatorskiego i okraszone różnego rodzaju błędami, ale hej, od czegoś trzeba zacząć:) Nazwa póki co robocza.
Dwie postacie szybkim krokiem maszerowały korytarzami Korporacji Górniczej, nie starając się zachować przyjętej normy ciszy w miejscach pracy, przez co przyciągały na siebie surowe spojrzenia.
– Chyba cię pogrzało, Nell!
– Dla ciebie pani kapitan.
– A wsadź sobie tytuł! Zwariowałaś, tyle mogę powiedzieć.
– Nie, nie wariowałam, Eryku.
– Nie? Niech ci przypomnę, co mi właśnie powiedziałaś. Cytuję: “wezwana przez komisję górnictwa, przyjęłam przedstawioną propozycję. Za tydzień wyruszamy na Uran”. To się nazywa szaleństwo.
– A jeszcze wczoraj marudziłeś, że nie mamy zleceń, Eryku.
– Nell, pani kapitan, królowo złota, czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, gdzie znajduje się Uran i co na nim jest?
– Tak, zdaję sobie sprawę.
Eryk wziął swoją szefową za łokieć i wskazał na fotele w korytarzu.
– Usiądźmy – rzekł. – Mam wrażenie, że truchtając nie za bardzo mnie słuchasz.
Nell westchnęła, ale spełniła prośbę Eryka i usiedli.
– Mam setki powodów, aby nazwać tę misję idiotyczną, ale podam tylko te najważniejsze – zaczął gestykulować rękoma. – Po pierwsze, Korporacja Górnicza, która ma kasy jak lodu oraz dostęp do najnowocześniejszej technologii, potrzebuje niemal roku, aby dostać się na Uran. Dlatego każda taka wycieczka jest dokładnie planowana, by zminimalizować koszty. My z kolei jesteśmy wolnymi strzelcami, dysponującymi sprzętem sprzed kilkunastu lat. Nasz wiekowy ptaszek, Ryski II, będzie potrzebował co najmniej dwóch lat, aby dotrzeć na Uran. Zakładając oczywiście, iż po drodze niczego szlag nie trafi.
– Przesadzasz – wtrąciła kapitan Nell. – Owszem, zakładam taki czas potrzebny na podróż, lecz nie sądzę, by mojemu, jak to ładnie ująłeś, ptaszkowi coś się stało. To dobry model – stwierdziła.
– Na Marsa doleci z palcem w dupie, nawet na Jowisza da radę. Ale Uran? To są setki milionów kilometrów! Widzę jednak, że nie robi to na tobie wrażenia.
– Niespecjalnie.
– Idziemy dalej. Korporacja Górnicza to fiuty.
– Jak każda korporacja.
– Dlatego ich unikamy. Wiesz w ogóle co oni na tym Uranie kombinują?
– Prowadzą wydobycia..
– Diamentów i innych gówien. Czyli będziemy łakomym kąskiem dla piratów. Czyli trzeba się uzbroić. Czyli wydatki na sprzęt. I paliwo.
– Wszystko pokrywa korporacja.
– Świetnie. A teraz najważniejsze. Słyszałaś plotki?
– Tego właśnie dotyczy nasza misja.
– A jednak postradałaś zmysły. Ponoć od kilku miesięcy nie mięli łączność z tamtejszą bazą.
– Od pół roku dokładnie. Obawiają się wysłać swoich, bo już jeden statek przepadł bez echa, więc chcą wysłać kogoś spoza firmy.
– I o do tego właśnie dążę. To misja samobójcza! Nie wiemy z czym się mierzymy.
– Dlatego nie proszę cię, abyś ze mną leciał, Eryku. Nikogo nie mogę zmusić do podjęcia takiego ryzyka.
– Nell, ty stara wariatko, mam u ciebie dług, dlatego polecę z tobą do samego piekła nawet.
– Który już dawno spłaciłeś.
– Nie w moich oczach. Zresztą co ja mam robić. Pracować w biurze i przez cały dzień odbierać telefony od jakiś dupków? O nie, to już wolę zostać zastrzelony przez jakiegoś międzyplanetarnego pirata. Albo rozbić się tą kupą złomu. Albo…
– Dobra, łapię. Masz chujowe życie i jestem jedyną bliską ci osobą.
– Nie pochlebiaj sobie. A tak na marginesie, ile na tym samobójstwie zarobimy?
– Wszystkie koszty pokrywa firma, rachunek otwarty. Na rękę milion.
– Słabo negocjowałaś.
– Milion ty dostaniesz. Ja dostanę dwa. Reszta załogi od 500 do 800 tysięcy w zależności od zasług. Wszystko na czysto, bez podatków. 20 procent przelewają na dzień dobry, reszta po powrocie.
Eryk przez chwilę nie mógł wydobyć głosu z siebie.
– Chyba nie liczą na to, że wrócimy żywi.
– Nie, raczej nie – odrzekła Nell patrząc w podłogę. – Dobra, za siedem dni musimy wystartować. Jest sporo do zrobienia. Ja zacznę kompletować załogę, a ty zajmij się sprzętem.
Eryk wstał i zasalutował z uśmiechem na ustach.
– Tak jest pani kapitan. Rozpoczynam misję “kula w łeb” – po czym się oddalił.
Nell nie mogła się ruszyć z fotela. Wciąż miała wątpliwości, czy taka śmierć będzie odpowiednia. I kogo pociągnąć za sobą. Bo nie było opcji powrotu żywym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz