Jak żyję nie czytałem nigdy czegoś tak popieprzonego jak American Psycho. Bateman dostaje ode mnie koronę chorych pojebów. Do teraz nie wiem ile z jego zbrodni popełnił w rzeczywistości, a ile uroiło mu się we łbie. Nie zmienia to jednak faktu, iż opisy dokonywanych zbrodni są niepokojąco dokładne i napisane z takim spokojem, z jakim Bateman omawia strój, który akurat ma na sobie. Bo jak można bez emocji opisać, że wyrwało się język prostytutce, który ciepły leżał w dłoni, a rzucony na ścianę powoli zsuwał się po niej. Miejscami musiałem zrobić chwilę przerwy, aby zebrać myśli po opisanej masakrze. A nie należę do ludzi przewrażliwionych na punkcie przemocy. Te same emocje wzbudzały we mnie codzienne rytuały Batemana i generalnie cała doskonała pustka w jakiej żyli yuppies. Cholernie drogie ubrania i gadżety, jeszcze droższe restauracje oraz imprezy, masa koki i alkoholu, a o pierdoleniu (bo o uprawianiu miłości w tym wypadku mówić nie można) wszystkiego co się rusza nawet nie wspomnę.
Oba te światy Batemana korespondują ze sobą w pewien sposób. Znieczulica na otoczenie, hedonizm, emocjonalne uwstecznienie, coraz potężniejsze żądze, których zaspokoić nie może żadna ilość pieniędzy, seksu, alkoholu, kokainy, czy przelanej krwi. Wydźwięk jest mocny, ale skrócenie książki wzmocniłoby efekt. Niestety w pewnym momencie opisy garniturów, spinek, koszul, skarpetek i majtek męczą. Mimo to warto, o ile masz jaja by sięgnąć po rollercoaster szaleństwa Patricka Batemana. Filmu jeszcze nie widziałem, ale słyszałem, że w porównaniu z książkowym pierwowzorem jest łagodny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz